Przez ostatnich kilka dni obserwuję relacje z pożaru Biebrzańskiego Parku Narodowego. Susza klimatyczna sprawia, że w cały kraj stoi wobec zagrożenia ogniem. Poruszyło mnie zdjęcie bielika, który spłonął, bo został w swoim gnieździe. Chronił młode. Symbol naszego kraju – bielik – stoi w płomieniach. Wymowny obraz, na widok którego trudno jest mi uznać własną bezsilność.
Do tego docierają do mnie niepokojące fakty o przyspieszeniu procesów odpowiedzialnych za zmianę klimatu. Coraz mniejszy obszar ziemi będzie nadawać się do zamieszkania, jeszcze trudniej o pozyskiwanie płodów ziemi. Nierówności w poziomie życia na świecie wzrastają. Brak mobilizacji władz i radykalnego działania, obojętność, ludzie pozostawieni na pastwę losu… Bezmiar cierpienia jakie widzę przytłacza.
Gdzie jest Miłosierdzie?
Pożar Parku rozpoczął się 19 kwietnia w Święto Bożego Miłosierdzia. Tego dnia szczególnie modlimy się słowami; „Jezu ufam Tobie”. Czasami trudno jest zaufać. Jak może się objawiać Boże Miłosierdzie w ogniu cierpienia?
Inspiracją do takich przemyśleń stała się dla mnie lektura Adhortacji Apostolskiej papieża Franciszka pt. Evangelii Gaudium tzn. radość Ewangelii. Zgodnie z nauką Ojca Świętego „Radość Ewangelii napełnia serce oraz całe życie tych, którzy spotykają się z Jezusem. Ci, którzy pozwalają, żeby ich zbawił, zostają wyzwoleni od grzechu, od smutku, od wewnętrznej pustki, od izolacji. Z Jezusem Chrystusem rodzi się zawsze i odradza radość”. Czy potrafię odnaleźć w sobie radość mimo ogromu cierpienia jakiego jestem świadkiem? Przeraża mnie skala pożarów w Polsce. A może jedyną adekwatną odpowiedzią na cierpienie jest właśnie miłosierdzie. Niespodziewanie, odnajduję kolejną wskazówkę w adhortacji:
„Jak w niebezpieczeństwie pożaru, biegniemy szukać wody, aby go ugasić, […] podobnie gdyby z naszej słomy powstał płomień grzechu i z tego powodu bylibyśmy poruszeni, jeżeli nadarzy się nam okazja do spełnienia dzieła miłosierdzia, cieszmy się z tego dzieła, tak jakby było ono źródłem, które zostaje nam dane, abyśmy ugasili pożar.” (Św. Augustyn, De catech. Rudibus, I, XIV, 22: PL 40, 327).
Cierpienie, tak człowieka, jak i całej materii ożywionej nie ma według mnie sensu samo sobie. Ono jest częścią natury, tak jak cykl rodzenia się, życia i umierania, nie podlega ocenie. Jest jednocześnie okazją, żeby odpowiedzieć miłością. Cierpienie dotyka naszego serca, uruchamia wrażliwość, czyni nas bezbronnymi. Trudno się przed tym bronić, cierpienie zmienia nas mimo woli. Otwiera nową przestrzeń…
„(…) cierpienie jest w świecie po to, ażeby wyzwalało miłość, ażeby rodziło uczynki miłości bliźniego, ażeby całą ludzką cywilizację przetwarzało w cywilizację miłości. W tej miłości zbawczy sens cierpienia wypełnia się do końca i osiąga swój wymiar ostateczny.” (Jan Paweł II – List do chorych „Salvifici doloris”, 1984 r.).
Cierpienie – kara czy prezent?
Nie chcę wchodzić w rozważania na temat tego, czy jest Wolą Boża czy nie. Nie jestem w stanie pojąć motywacji Boga, czy Jego planów. Jest On poza czasem, podczas gdy ja mogę obserwować tylko ciąg przyczyn i skutków rozłożonych w horyzoncie czasowym.
Mogę się przyglądać, jakie jest znaczenie cierpienia w moim życiu. Nie szukam cierpienia, ale kiedy przychodzi nie zamierzam się poddawać. Walczę o to, żeby mieć w sobie nadzieję. Czasami cierpienie mnie mobilizuje. Współczuję tym, którzy są przygniatani przez ból i budzi się we mnie pragnienie niesienia pomocy. Uruchamiają się we mnie siły, które pozwalają na przekraczanie granic: zmęczenia, przyzwyczajenia, moich słabości, granic nadziei i wiary. Wierzę w to, że cierpienie nie jest karą od Boga. wprost przeciwnie, czuję się zaproszona przez Boga do tego, żeby przeciwstawiać się cierpieniu.
Nie znalazłam w nauce Kościoła wezwania do tego, żeby cierpienia szukać i wchodzić w rolę ofiary. Czymś innym jest świadome podjęcie wyrzeczenia, pokuta, która ostatecznie przynosi mi korzyść. Bóg uczy mnie jak stawać się wolnym człowiekiem poprzez poświęcenie zaspokajania swoich pragnień np. praktyki takie jak post, czy jałmużna . W moim rozumieniu, to może służyć większemu dobru, również dla całej wspólnoty. Nie stanowi okupu na przebłaganie Boga.
Bóg i cierpienie
Bóg, jakiego poznałam przychodzi do człowiek z ulgą i pocieszeniem a nie z karą. W momentach najtrudniejszych przychodzi na świat, żeby solidaryzować się z cierpiącymi. Sam bierze na siebie ból i konsekwencje grzechu. Współczuje nam i przychodzi dodać sił. Przeciwstawia się złu. Patrząc na krzyż, uświadamiam sobie, że Jezus jest blisko, że On nie uchyla się przed tym, żeby ból przeżyć razem ze mną. To świadomość Jego Obecności daje wewnętrzny pokój i duchową radość.
Wierzę, że w obliczu cierpienia możemy dawać z siebie jeszcze więcej. Możemy się jednoczyć, nawzajem służyć sobie pomocą. Wyraził to w prostej zależności ks. Jan Twardowski: „Jak się kocha, to mniej boli.” Tam, gdzie ból przekracza nasze możliwości, otwieramy się na pomoc innych, przyjmujemy ich służbę i doceniamy wielkoduszność. We wspólnocie z innymi ludźmi, z Bogiem, odnajdujemy ukojenie. Cierpienie może odbierać siły a jednocześnie poszerzać serce, otwierać na miłość. Życzę sobie i Wam, żebyśmy cierpienie przeżywali z Jezusem, wzywali Jego imienia i zaufali Mu. Kiedy jesteśmy razem jest nadzieja… Miłosierdzie jest jedyną odpowiedzią jaką znajduję.
Dzięki, Berni – piękny tekst
PolubieniePolubienie